Jadac przez ogromne obszary stepow patagonskich, mozna sie przekonac jak duzo mamy szczescia, majac taki a nie inny klimat w Europie. Pozbawiona cieplego pradu zatokowego, oblana z obu stron zimmymi wodami arktycznymi patagonia ma klimat znacznie bardziej surowy niz wynikaloby to z jej szerokosci geograficznej. Caly obszar pokryty wysuszonymi kepkami traw i porostow wydeje sie byc goscinny jedynie dla lam (guanaco), zajecy (mara) i jakiegos przekomicznego gatunki strusia (choique). Nawet rzeki nie sa w stanie stworzyc warunkow zieleni. Czasem spotykane hodowlane stada owiec niewiele zmieniaja w odbiorze tej polpustyni.
Trudno sie dziwic, ze w tak niegoscinnym miejscu mieszka tak niewielu ludzi. Zanim tego nie zobaczylem, nie bylem jednak w stanie uzmyslowic sobie jak bardzo odludny jest to obszar. Odleglosci miedzy miastami... hmm osadami - albo JAKIMIKOLWIEK zabudowaniami liczy sie w dziesiatkach kilometrow, dla miast sa to setki. Czasy podrozy miedzy sasiednimi miastami to godziny. Pomiedzy nimi - pustka. Miasta na tym obszarze sa rzecza tak rzadka, ze na mapie patagonii zaznaczono je WSZYSTKIE. Oczywiscie podzielone wedlug wielkosci. Na osady ponizej i powyzej 1000 mieszkancow (sic!). Na niektorych mapach pokazane sa pojedyncze domy (mowa tu o mapach calych regiinow, a nie miast z przylegajacymi wioskami) i inne zabudownia.
Warto wspomniec, ze w czasie calodziennej jazdy naliczylem jakies 20 samochodow nas mijajacych. I 6 miast przy ktorych Bowen byloby wazna matropolia. Kazde z nich ma lotnisko, bo w Argentynie loty naprawde maja duzy sens. Kosztuja podobnie (lub taniej!) do biletow autobusowych, a dowoza do celu szybko i bez koniecznosci ogladania i narazania zycia stad napotkanych lam.
Jedna z tych pustynnych oaz jest el Chalten - samozwancza stolica trekkingu argentynskiego. Wczesniej dziwilem sie, dlaczego w tak wielkim kraju, posiadajacym gory kazdego typu i we wszystkich strefach klimatycznych, wszyscy wskazuja tylko jedno miasto do ktorego warto jechac (leciec) w gory. Na miejscu odpowiedz na to pytanie staje sie duzo prostsza. Uformowane przez lodowce i surowy klimat gory Cerro Torre i Fitz Roy wraz z ich otoczeniem tworza niepowtarzalny w skali globalnej krajobraz gorski. Ciezko porownac je do szczytow alpejskich czy tatrzanskich, choc momentami na szlakach wokol tych szczytow mozna poczuc sie jak w tatrach.
Pobliskie miasto el Chalten to tak naprawde zbiorowisko hosteli, restauracji i sklepow z pamiatkami stworzone calkiem niedawno dla wydarcia czesci terytorium Chile. Daje sie odczuc, ze miasto (raczej wioska) jest nowe - wiekszosc budynkow jest swieza lub w konstrukcji. Z tego samego powodu standard hosteli zdaje sie byc calkiem wysoki.
Choc miejsce to ustepuje popularnosci pobliskiemu Chilijskiemu torres del paine, jest rowniez odwiedzane przez ogrom turystow z calego swiata. Szlaki co prawda nie sa tak mocno uczeszczane jak ten na Giewont, ale widac, ze wszystko zmierza w tym kierunku. Z nie do konca znanych mi przyczyn, miejsce to upatrzyla sobie jako punkt docelowy hebrajskojezyczna mlodziez zamieszkujaca na codzien terytorium Palestyny. Jest to chyba powod dla ktorego tablice powitalne i informacyjne stawiaja hebrajski na pierwszym miejscu!
Jednak mimo takiej przewagi liczebnej, na szlaku obowiazujacym pozdrowieniem jest hola, a nie szalom ;)