Tak przynajmniej twierdza mieszkancy Bowen. Nawet oni nie wierzyli tez ze odwiedze ta wioske. Bowen jest miejscem, ktore google znajduje bardzo niechetnie. Sami mieszkancy na scharakteryzowanie tego miejsca uzywaja tylko jednego slowa "tranquilo" (spokojne).
Chyba z polowa miezkancow nosi nazwisko konczace sie na "czuk" i nie skrywa swojego ukrainskiego pochodzenia. Miejsce zasiedlone okolo stu lat temu przez osadnikow z Europy wschodniej sprawia wrazenie, ze swoje najlepsze lata ma juz za soba. Samochody/mieszkania i sprzety jakie mozna tam znalezc pamietaja chyba jescze czasy Kennedy'ego. Muzeum imigrantow (ktore za sprawa swojej strony internetowej awansowalo mnie na jeden dzien do statusu lokalnego celebryty;)) miesci w sobie jeszcze wiecej ciekawych eksponatow. Stare radia i gramofony, sprzety rolnicze o kresowym pochodzeniu i telewizor o przekatnej poltora cala w polaczeniu z czterdziestoletnimi samochodami na ulicy daja odczuc, ze w czasach gdy w polsce wymyslano jakby tutaj skopiowac telewizor od amerykanow, w Bowen je po prostu kupowano. Pani opiekun muzeum wspomniala tylko krotko, ze w tamtych czasach argentynska prowincja byla zapozniona ze 2 lata w stosunku do USA i Europy. No coz...
Bowen jest miejscem do ktorego raczej nikt nie zaglada. To chyba wlasnie to, w polaczeniu z przemilymi ludzmi tam mieszkajacymi, czyni go tak szczegolnie przyjemnym na tle wszystkich miast i miasteczek w ktorych mialem okazje sie znalezc...